Jak zapewne część z Was wie, niedawno skończyłam czterdzieści lat. I o ile czterdziestka to dla mnie indywidualnie bardzo ważna data, o tyle jest to również istotna cezura dla wielu innych osób. I o tym właśnie dzisiaj chcę napisać- a konkretnie o tym, w jaki sposób wpływają na nas pewne daty w naszej biografii. Jak zmieniają naszą percepcję, jak bywają pewnego rodzaju granicą oddzielającą nas od przeszłości, a także jak są wyznacznikiem czegoś nowego. I na całe szczęście- niekoniecznie gorszego.
Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że pewne etapy życia są skorelowane z pewnymi „lekcjami do odrobienia”, który przygotowała dla nas rzeczywistość. Oczywiście te zadania są w dużej mierze uwarunkowane kulturowo- zupełnie inaczej wygląda dojrzewanie w Afryce Subsaharyjskiej, inaczej w kulturze euro-amerykańskiej, a jeszcze inaczej na Ameryce Południowej. Skupmy się zatem na podzielonych chronologicznie etapach dorosłego życia w naszej, panaeuropejskiej kulturze.
Kryzys ćwierćwiecza
Pierwszym, istotnym etapem w rozwoju dorosłego człowieka jest tak zwany kryzys ćwierćwiecza. Dotyka on najczęściej osoby w wyższym wykształceniem, które kończą swoją przygodę akademicką właśnie w okolicach 24-25 roku życia. Po zakończeniu tego okresu młodych czeka odpowiedź na jedno z najważniejszych pytań w życiu- „kim chcę być?” Pytanie niby banalne, złożone zaledwie z trzech słów. Praktyka pokazuje jednak, ze wiele osób nie znajduje odpowiedzi na to pytanie nierzadko przez wiele lat- a odpowiedź na nie jest przecież kluczowa dla naszego rozwoju jako dorosłej, samodzielnej jednostki.
Trzydziestka
Za rogiem kryzysu ćwierćwiecza, z ukrycia spogląda na nas… magiczna trzydziestka. I tu dochodzimy do kolejnego, istotnego przełomu. Przestajemy bowiem być już oficjalnie „młodzi”, a zaczynamy być… dojrzalsi. Po kilku latach kariery zawodowej przestaje nas w końcu dziwić to, że wszyscy mówią do nas per „Pani/Pan”, a dzieci na klatce schodowej mówią nam „dzień dobry” i wpadają w euforię, kiedy odpowiemy im kumpelskim „cześć”.
Przestajemy również sami siebie postrzegać jako „świeżaków” na rynku pracy, a często mamy za sobą drobny awans i powoli pniemy się ku zawodowym szczytom. Zaczynamy też powoli myśleć o założeniu rodziny- mniej, lub bardziej licznej. Przestaje nas zadowalać pokój w mieszkaniu studenckim i rozglądamy się za kredytem hipotecznym, albo przynajmniej za całym mieszkaniem do wynajęcia, zamiast skromnych dwunastu metrów kwadratowych w studenckim kołchozie.
Przede wszystkim jednak, powoli godzimy się z tym, że młodość już nie wróci- i… całe szczęście. Bo ten okres, mimo że barwny i pełen przygód, mamy już za sobą. I raczej nie chcielibyśmy go przeżywać od nowa.
Magiczna czterdziestka
W końcu, kiedy minie już trzydziestka, przychodzi czas na czterdziestkę. Mamy już kilkanaście lat stażu na rynku pracy, doświadczenie i często to właśnie „świeżacy”, którymi sami niedawno byliśmy, przychodzą do nas po porady. Próbują się nam przypodobać i przepraszają za każdą małą wpadkę, która przecież każdemu z nas się niejednokrotnie przytrafiła. Patrzymy na nich z mentorskich uśmiechem i robimy swoje, z głębokim wewnętrznym spokojem, który wynika nie z samego wieku, ale raczej z bagażu doświadczeń, które nas spotkały w całym dorosłym życiu.
Dla mnie czterdziestka jest o tyle ważna, że oprócz zmian w sferze rodzinnej (jak pewnie wiecie, od niedawna jestem szczęśliwą mamą), na dodatek powoli, stopniowo, coraz bardziej przechylam szalę kariery zawodowej na rzecz tego, co zawsze chciałam robić- czyli na rzecz pomagania drugiemu człowiekowi. I mimo tego, że alfą i omegą nie jest nikt z nas, tak myślę, że dzięki tym wszystkim doświadczeniom, wykształceniu, szkoleniom i przede wszystkim pasji, jestem w stanie każdego dnia wstawać rano z pełnym przekonaniem, że są gdzieś osoby, którym moje umiejętności i doświadczenie mogą znacząco pomóc. W sferze prywatnej, rodzinnej, zawodowej.
Z takim właśnie głębokim przekonaniem wkraczam w czterdziestkę. I wam życzę tego samego!